piątek, 19 października 2012

Mała rzecz a cieszy

Jakiś czas temu na ulicach Zugdidi (a także Tbilisi i zapewne wielu innych miast) pojawiły się urządzenia, które pomimo swego niepozornego wyglądu ucieszyły mnie wręcz niebotycznie. Są to tak zwane Pay Boxy, czyli sprytne skrzyneczki do opłacania rachunków. Można tutaj doładować sobie konto w telefonie komórkowym, można też (alleluja!) zapłacić wszelkie rachunki za prąd, wodę, gaz itp. Sposób ich działania jest dokładnie odwrotny niż w bankomacie, ale zasada ta sama- wybieramy odpowiednią opcję, wstukujemy numer, wkładamy odpowiednią ilość banknotów lub monet i voila, w kilkanaście sekund problem z głowy!!! 




Komuś, kto nie miał okazji potłoczyć się w gruzińskim banku czy urzędzie (opis tutaj: http://innagruzja.blogspot.com/2012/06/zasady-kolejkowe.html)  powód mojej radości może wydać się niezrozumiały, ale zapewniam, że taka skrzyneczka z kuszącym napisem "Here you can pay everything" oszczędza mnóstwo czasu i nerwów. A co najważniejsze, obsługi dokonać można w języku gruzińskim, rosyjskim lub angielskim, więc każdy nawet średnio uzdolniony lingwistycznie jest w stanie dokonać transakcji. Niby taki drobiazg a jak cieszy!!!





wtorek, 16 października 2012

Mozaikolandia

Pisałam kiedyś, że w gruzińskim krajobrazie bardzo brakuje mi kolorów. Odkryłam jednak jeden element otoczenia, który kolorami wręcz oszałamia, a spotkać go można właściwie w każdej okolicznej wiosce. Mozaiki. Ogromne, pokrywające całą ścianę, przystanek autobusowy czy mur. Pracochłonne, składające się z mnóstwa malutkich elementów. Świadczące o dawnych, lepszych czasach, kiedy jeszcze dbano o wygląd wioski i kiedy coś w tych miejscach się działo. Te mozaiki są jak dla mnie absolutnie fantastyczne i mają swój niepowtarzalny nieco kiczowaty styl, który mocno działa na wyobraźnię. 




























Od czasu, kiedy zaczęłam te kolorowe plamy zauważać, wypatruję ich wszędzie i odkrywam przy okazji w okolicznych wioskach różne zapomniane i opuszczone miejsca- a to fabrykę herbaty, a to basen.... Każde z nich ma swoją historię, niestety najczęściej raczej smutną. Na przykład z tego co mi opowiadano basen miał się całkiem nieźle tak długo, jak długo istniał Związek Radziecki, a później nikt już o niego nie dbał i został po prostu zdewastowany. To samo stało się z fabryką herbaty, istniała i miała się dobrze tak długo, jak kwitły lokalne uprawy, a po rozpadzie ZSRR powoli plantacje zaczęły dziczeć i fabryka przestała funkcjonować. 






środa, 3 października 2012

Na skrzyżowaniu

Do napisania tego postu natchnęła mnie Masjania- Autorka zdjęcia, które jako rodzynek zostawiam na koniec wpisu. 

Sporo już miejsca na moim blogu poświęciłam gruzińskim kierowcom i drogowemu szaleństwu, jednak jak wszystko wskazuje na to, że nadal nie wyczerpałam tematu. Okazuje się bowiem, iż nawet pokonanie autem skrzyżowania może być w Gruzji wielkim wyzwaniem i opanowanie tutejszych zasad może niejednemu Europejczykowi uratować jeśli nie życie czy zdrowie to przynajmniej dużo nerwów. 
Wydawałoby się, że przeciętne skrzyżowanie zaskoczyć nie ma czym- jedziesz w prawo, prostu lub w lewo.... no własnie, z tym "w lewo" bywa różnie. Mogę się tylko domyślać, z czego to wynika, ale na przeciętnym skrzyżowaniu w centrum Tbilisi skręt w lewo..... nie istnieje. Po prostu nie ma takiej opcji. Trzeba jechać przed siebie lewym skrajnym pasem tak długo, aż natrafi się na specjalny pas do zawracania, następnie zrobić skręt o 180 stopni, znowu ruszyć przed siebie, w pełnym biegu wcisnąć się jakimś cudem na skrajny prawy pas i dopiero wtedy skręcić w upatrzoną wcześniej uliczkę. Ufff, sport nie dla ludzi o słabych nerwach!




Na "mojej" prowincji skręt w lewo rozwiązano inaczej, choć równie nietuzinkowo- na skrzyżowaniu z sygnalizacją trzeba się ustawić na skrajnym lewym pasie (zwykle jest to ten sam pas co do jazdy prosto) i obserwować zmieniające się kolory świateł. Zielone na naszym pasie nadal nie uprawnia nas do ruszenia, trzeba odczekać aż zaświeci się pomarańczowe plus pomarańczowa strzałka w lewo i dopiero wtedy ruszyć z kopyta (z kopyta, bo najczęściej mamy na to tylko kilka sekund). 



I tu przy okazji oddaję sprawiedliwość gruzińskim światłom drogowym- ktoś naprawdę nieźle wykombinował dwie rzeczy. Po pierwsze światła ustawione są nie tylko przed ale i za skrzyżowaniem, co daje kierowcy wielki luksus patrzenia przed siebie bez konieczności zadzierania głowy pod dziwnym kątem i prawie przyklejania się do szyby w celu ujrzenia sygnalizacji. A po drugie oprócz samych świateł wszędzie umieszczony jest też licznik pokazujący, za ile sekund zmieni się kolor sygnalizacji. Nie zmienia to faktu, że należy nastawić się na ogólne trąbienie jeżeli nie ruszy się z miejsca dokładnie w tym ułamku sekundy, w którym kolor zmieni się na zielony.



A na koniec zapowiadane już wcześniej absolutnie cudne zdjęcie- czy mógłby mi ktoś objaśnić jak właściwie mam jechać na tym skrzyżowaniu?????



A z kolei to skrzyżowanie "namierzyłam" już sama: